Film jest typowym (typowym) westernem (chodzi o konwencje) i jednocześnie filmem o małym miasteczku z którym każdy mieszkaniec skrywa jakąś tajemnicę, takie filmy od "Intruza" Orsona Wellesa do "Miasteczka Twin Peaks". A tu komentarze jakbyście nigdy wcześniej nie widzieli pierdoły za bohatera czy szeryfa, może ja aż tytlu "papek" nie widziałem, bo mnie odrzucają już po 5 minutach. Fakt Stallonowi to wyszło spoko, ale też bym próbował na jego miejscu zrywać z konwencją, z tym, że on niewiele tym osiągnął. Fakt że aktorzy wyglądają tak "tragicznie" w tym filmie z wąsami i brzucholami pewnie ich bardzo ucieszył. A bardzo fajne jest to, ze jest tu az tyle postaci.

Ma buraki jak cudowne pojawienie się Liotty na strzelaninie (swoją drogą co jest z jego oczami? czy on ma jakąś chorobę czy uczulenie? w każdym filmie jego wzrok jakby zdawał się mówić "ostro było wczorajszej nocy, a dziś trzeba odchorować) czy wrecz komiksowego Murzyna (to byl Method Man? bo swoja droga bardzo fajna rola tylko nie do tego filmu) ktory walczy z gliniarzem na dachu.

Pamietam, ze jak bylem na tym w kinie, a to byl kawal czasu, to mialem takie odczucia, ktore sie nie zmienily a wczoraj wrecz czekalem tylko na ta krwista koncowke. Jak byl w kinach dalbym OK 5/10 wczoraj uznalem za slaby 3/10. Ale zostawie 5/10 bo nie chce wyjsc na goscia co lubi papki a nie docenia czegos ambitniejszego.